Zbigniew Markowski
PRZEMYSŁOWY KRAJOBRAZ
Jak bardzo cenić trzeba przemysłowy krajobraz zrozumieli ci, którzy mieli go stracić. Tak było w brytyjskiej Kornwalii, gdzie od końca XVIII wieku powstawały charakterystyczne budowle służące wydobyciu i przeróbce rud miedzi oraz cyny; tak stało się w niemieckim Zagłębiu Ruhry. Cenne zabytki technicznej przeszłości nie tylko uratowano, ale także otoczono szczególnym szacunkiem. Trafiły one na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO (krajobraz górniczy Kornwalii i Zachodniego Dewonu figuruje w zestawieniu tuż obok megalitów Stonehenge) umieszczono je na monetach – jak wyciągową wieżę z Nadrenii, urządzono wokół nich placówki kulturalne – jak w Bochum, gdzie na miejscu dawnego zakładu wydobywczego działa jedno z najpopularniejszych niemieckich muzeów – Muzeum Górnictwa. Świętochłowicom – podobnie jak kilku innym śląskim miastom swoje wieże udało się uratować.
Inicjatywa wyszła od obywatelskiego Stowarzyszenia Dwie Wieże, odnowienie budowli możliwe stało się dzięki środkom unijnym, z których pokryto znaczną część wyliczonego na ponad 7 milionów złotych remontu. Obydwa obiekty prezentują się tyleż imponująco, co samotnie. Jeszcze pół temu wieże ciasno otaczały kopalniane budynki: sortownia, sprężarkownia, łaźnia, kotłownia, liczne warsztaty. Bezpośrednio do nich dochodziły dziesiątki torów kolejowych, by węgiel można było wywieźć. Nieopodal pracowała huta, zaś cały rejon stanowił typową, przemysłową czarną ziemię. Historia tego miejsca rozpoczęła się w roku 1872, gdy niezmordowany przemysłowiec Guido Henckel von Donnersmarck zaczął łączyć pojedyncze pola górnicze w jeden wielki zakład wydobywczy. Choć kopalnia była jedynie drobną cząstką imperium Gwidona, nazwę otrzymała prestiżową: „Deutschland”.
DWIE WIEŻE Z TRZECH
Gdy Świętochłowice – po plebiscycie i powstaniach śląskich przyłączono do Polski – nazwę jedynie przetłumaczono: tak powstała kopalnia „Niemcy”, która przetrwała pod tym szyldem do roku 1937. Wówczas to otrzymała ostatnią już nazwę – „Polska”. Po połączeniu z chorzowską kopalnią „Prezydent” (1972) zakład osiągnął rekordowe wyniki wydobycia w swojej historii: w najlepszych dla „Polski” latach siedemdziesiątych górnicy potrafili uzyskać rocznie dwa miliony ton czarnego złota. Ostatni wagonik z węglem wyjechał na powierzchnię w roku 1996. Dla turystów otwarto obiekt latem 2015 roku, choć incydentalnie był on udostępniany już rok wcześniej. Dzięki społecznemu zaangażowaniu wieże nie podzieliły smutnego, złomowego losu setek innych industrialnych zabytków. A jest co podziwiać. Niższa z wież (siodłowa) ma wysokość 23 i pół metra, wyróżnia się charakterystycznymi, szeroko rozstawionymi nogami o niespotykanym kącie nachylenia sięgającym 60 stopni. U podstawy nogi tworzą prostokąt o bokach 24 i 12 metrów. Stalowa, nitowana konstrukcja autorstwa Wilhelmshütte Waldenburg utrzymuje cztery koła linowe o średnicy czterech metrów każde.
Wieżę siodłową wzniesiono w roku 1891 i przez większość swojego życia wyglądała ona nieco inaczej: dwie podpory wchodziły bezpośrednio do zburzonego później budynku nadszybia. Świętochłowicka wieża siodłowa była jedną z ostatnich w swoim rodzaju. Górnictwo wchodziło w nowy etap rozwoju – rozpoczynał się okres wycofywania parowych maszyn wyciągowych i zastępowania ich elektrycznymi. W konstrukcji także zapanowała nowa moda – preferowano wieże basztowe, bez zastrzałów. Taki jest więc drugi, wyższy (29,7 metra) obiekt datowany na rok 1908. Kopalnianą basztę wykonano z elementów stalowych wypełnionych później cegłą. Była jeszcze wieża trzecia, również o konstrukcji basztowej – najwyższa, bo licząca sobie 35 metrów, zlokalizowana najbliżej sortowni. Ten pochodzący z 1910 roku obiekt dziś już nie istnieje, a jego szyb został zasypany. Nieznany los spotkał wiele urządzeń, w które wyposażone były kopalniane budynki. Maszyny, wyposażenie, elementy konstrukcyjne – wszystko, co zawierało w sobie metale o wartości handlowej znikało bezpowrotnie.
EDUKACJA I KULTURA
Panoramę terenu dawnej kopalni (wraz z pokaźnym kawałkiem Górnego Śląska, w tym także linią kolejową Katowice – Gliwice) obejrzeć możemy ze szczytu wieży basztowej. Wstęp kosztuje złotówkę, pozostałą część obiektu odwiedzimy za darmo. Sposoby dostania się na górę są dwa – albo pokonując 140 schodów, albo używając windy: dokładnie takiej samej, jak w bloku mieszkalnym. Tuż pod dachem baszty umieszczono rzeźbę bezgłowego osobnika trzymającego w rękach bryły węgla. Według złośliwców – to metafora współczesnego górnictwa. Zwieńczenie wieży to także przestrzeń ekspozycyjna poświęcona historii Świętochłowic oraz dziełom sztuki współczesnej. Prawdziwe wystawy edukacyjne znajdują się jednak na dole – w najbliższym otoczeniu wież. Wystawy tematyczne podzielono na strefy ziemi, powietrza, wody, drewna i stali, które służą przedstawieniu historii świętochłowickiego przemysłu. Ponieważ edukacja powinna być atrakcyjna, zadbano o niespodzianki. W strefie wody mamy więc basen o głębokości 10 centymetrów, który dzieci pokonywać mogą dzięki ułożonym wzdłuż całej długości betonowym elementom. Cała trasa jest wielopoziomowa, znajdują się na niej mostki, drabinki, elementy minigolfa a także siłownia pod chmurką oraz plac zabaw. Całość ilustrowana jest planszami i archiwalnymi fotografiami, na podstawie których przeprowadzić można lekcję.
Wizerunku obiektu dopełnia pawilon – jedyna nowa budowla w tej okolicy: miejsce organizowania konferencji czy spotkań kulturalnych. Teraz kopalnia służy bowiem miastu w nieco inny sposób – stała się miejscem wypoczynku, zabawy: spektaklu teatralnego, koncertu, wernisażu czy imprezy dedykowanej dzieciom. Z parkowaniem autobusu czy samochodu nie ma najmniejszego problemu, obiekt dysponuje własnym placem tuż obok charakterystycznego ogrodzenia z siatki wypełnionej kamieniem. Za sprawą zlokalizowanej tuż obok policyjnej komendy to chyba najbezpieczniejsze miejsce w całych Świętochłowicach.
Idąc do głównego wejścia kompleksu świętochłowickich wież widzimy górniczy wózek z pamiątkowym napisem. Podobnych obiektów na Dolnym i Górnym Śląsku znajdziemy co najmniej kilkanaście. Zwyczajowo ustawia się je nieopodal likwidowanego zakładu wydobywczego jako symbol ostatniej tony węgla. Uwieczniona zostaje nazwa kopalni, szybu oraz dokładna data. Czasem (jak w przypadku kopalni „Anna”) podawany jest także rok rozpoczęcia wydobycia, często – jak na wagoniku z kopalni „Nowy Wirek” pojawiają się także górnicze symbole. Bywa i tak, jak na radzionkowskim Buchaczu, że przy zamkniętej kopalni znajduje się niewielki skansen maszyn górniczych, oczywiście – z obowiązkowym wózkiem. Wózek ze Świętochłowic jest bardziej optymistyczny od innych: pokazuje drogę do zupełnie innej przestrzeni, która co prawda kopalnią już nie jest, ale w piękny sposób o dawnym górnictwie opowiada.
Wyświetl większą mapę