Willa Caro w Gliwicach

Zbigniew Markowski

DLA CÓRKI I ZIĘCIA

Salomon Lubowski ożenił się późno – gdy brał za żonę Idę Wasservogel mial już 35 lat i całkiem niezły dorobek zawodowy. Był nie tylko poważanym członkiem zarządu cechu murarskiego, ale i gliwickim radnym specjalizującym się w sprawach budżetu oraz wodociągu. Wznosił reprezentacyjne dla Gliwic budowle – gigantyczną, mauretańsko – neoromańską synagogę (spaloną później przez nazistów w 1938 roku podczas nocy kryształowej), starą pocztę (dziś Urząd Pracy), siedzibę starostwa, wiele prywatnych rezydencji. Rok po ślubie – w 1861 – Salomonowi urodziła się córka, pierwsze z ośmiorga dzieci, prawdziwe oczko w głowie całej rodziny. Nic więc dziwnego, że gdy dorosła już Flora postanowiła związać swoje życie z przemysłowcem Oscarem Caro, szczęśliwy ojciec zbudował dla córki i zięcia wspaniałą willę prawdopodobnie według projektu berlińskich architektów z firmy Ihne & Stegmüller, choć autorstwa tego nie możemy być pewni. Zięć sroce spod ogona nie wypadł – jego ojciec założył w Łabędach hutę „Hermina” a młody Oscar miał kiedyś odziedziczyć znaczny kawałek fortuny – konkretnie jej gliwicką część – wrocławska przypadła bratu Georgowi.

Willę budowano w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych XIX wieku na prestiżowym, ulubionym przez gliwickich bogaczy terenie, gdzie blisko było i do ścisłego centrum miasta, i do pięknego parku. Dziś parcela przynależna willi Caro jest znacznie mniejsza, choć wygląd samego budynku inspirowanego włoskim renesansem oraz ogrodzenia zachowano praktycznie bez większych zmian. To tu po pracy odpoczywał i planował swoje kolejne interesy Oscar – generalny dyrektor Oberschlesische Eisenindustrie A.G.für Bergbau und Hüttenbetrieb, który do odziedziczonej łabędzkiej huty z czasem dodawał kolejne zakłady metalowe. Podobnie działo się z willą: pod koniec XIX wieku dobudowano do niej ogród zimowy, w 1924 – drugie piętro.


SZCZĘŚLIWE WNĘTRZA

Willa Caro – w odróżnieniu od innych tego typu gliwickich obiektów – miała wiele szczęścia. Ponieważ już w 1934 roku przejął ją (kupując od Mikołaja von Ballestrema) magistrat, stała się muzeum. To dlatego tak dobrze zachowały się dziewiętnastowieczne wnętrza wraz z niemal całym wyposażeniem. Dzięki temu możemy naocznie przekonać się jak żyli i pracowali przemysłowi magnaci sprzed półtorej wieku. Już w okazałym holu witają nas inicjały Oscara Caro, których strzeże wyrzeźbiony w drewnie gryf. Dalej mamy sztandarowe punkty zwiedzenia: ogromną jadalnię, duży salon przeznaczony dla wszystkich, mały salon dedykowany kobietom, część będąca wyłączną domeną pana domu (z gabinetem i rodzajem małego, prywatnego muzeum historycznego). To najciekawsza chyba część ekspozycji: zawiera przedmioty z całego świata – kolekcję broni, trofeów myśliwskich a nawet niewielką lektykę.

W odróżnieniu od oficjalnego parteru, piętro ma charakter znacznie bardziej intymny – mamy tu buduar pani domu, sypialnię oraz salon rodzinny. Jeżeli ktoś jest wielbicielem dawnych mebli lub fanem bogatego wystroju wnętrz, na wizytę w willi powinien zarezerwować sobie więcej czasu: jest co oglądać. Niewiarygodnie staranne wykonanie, zachwycająca kompozycja i bogactwo rzucają się w oczy na każdym kroku. Duże wrażenie robią zwłaszcza boazerie, sztukaterie i obicia.


CENTRALA MUZEUM W WILLI

Stała wystawa zorganizowana w oparciu o wnętrza Willi Caro to tylko część działalności tutejszego Muzeum. Są jeszcze wystawy czasowe prezentujące twórczość artystyczną (zwłaszcza dzieła fotografików, grafików, malarzy) czy historię. Czasem eksponaty pokazywane są również w ogrodzie. Za datę swojego powstania Muzeum uważa rok 1905, gdy pracę rozpoczęło Oberschlesisches Museum in Gleiwitz. Ponad sto lat historii zobowiązuje: dlatego placówka nie tylko udostępnia cały szereg obiektów (radiostację, Zamek Piastowski, oddział odlewnictwa artystycznego i Willę Caro), lecz także prowadzi imponującą działalność wydawniczą. To staraniem Muzeum po raz pierwszy w języku polskim ukazała się monografia „Geschichte der Stadt Gleiwitz” Benno Nietschego, to tu zrodził się pomysł na komiksy ilustrujące dzieje miasta.

Z wydawnictwami Muzeum w Gliwicach warto zapoznać się przy okazji wizyty w Willi Caro – miłośnik historii na pewno znajdzie tam coś dla siebie, często w oryginalnym i profesjonalnym ujęciu. W środowisku specjalistów wielce ceniony jest periodyk Muzeum – „Rocznik Muzeum w Gliwicach”. Oferta placówki obejmuje także lekcje dla przedszkolaków oraz uczniów szkół (podstawowych, gimnazjalnych, ponadgimnazjalnych). Zakres proponowanej edukacji jest bogaty i interdyscyplinarny: od historii ubioru oraz fauny epoki lodowcowej poprzez wizerunek średniowiecznych Gliwic aż po zagadnienia związane z powstaniami śląskimi czy plebiscytem.

Choć przepiękny odlew lwa przed Willą Caro wygląda, jak gdyby stał tu od zawsze, tak naprawdę pochodzi z zupełnie innej bajki. Jego historia zaczyna się w roku 1823, gdy młody adept sztuki rzeźbiarskiej, pochodzący z Królewskiej Huty Theodor Erdmann Kalide uczestniczył w berlińskim pokazie dzikich zwierząt. W czasie spektaklu nie odrywał wzroku od lwów – studiował ich ruchy, układ mięśni, kompozycję sylwetki. Król zwierząt zafascynował artystę do tego stopnia, iż pomysł stworzenia monumentu z lwem przedstawił swojemu ówczesnemu mistrzowi i nauczycielowi. Chrystian Daniel Rauch do propozycji odniósł się lekceważąco, jego zdaniem – koncepcja była zbyt naturalistyczna. Uczeń nie dał jednak za wygraną, wykonał dwa gipsowe projekty: lwa śpiącego oraz lwa umierającego po czym zgłosił je na konkurs. Prace Theodora zrobiły zawrotną karierę. Już rok później w gliwickiej hucie (gdzie na stanowisku mistrza pracował brat artysty) wykonano odlew czuwającego lwa. Wpierw ważący kilka ton monument ustawiono przed budynkiem dyrekcji huty, przed Willę Caro trafił on dopiero w roku 1934. Twórca idealnie trafił w zapotrzebowanie artystyczne (właśnie wtedy rozpoczęła się moda na portretowanie w rzeźbie dzikich zwierząt rozwinięta do perfekcji przez Emanuela Fremieta) oraz polityczne: sylwetka władczego kota metaforycznie strzegła grobów żołnierzy poległych w wojnach napoleońskich, później zaś – podczas konfliktu francusko – pruskiego 1870 – 71. Taka rola przypadła słynnemu śpiącemu lwu z Bytomia (również autorstwa Kalidego), który stał się zasadniczą częścią pomnika ofiar wspomnianej wojny. Na brak kalidowych drapieżników Gliwice narzekać nie mogą – dwa pilnują palmiarni, jeden ulokowany jest na skwerze Valenciennes, czwarty strzeże Willi Caro. Theodor Kalide jest również autorem skandalizującego w jego czasach dzieła (dziś przechowywanego w berlińskim Muzeum Miejskim) – „Bachantki na panterze”. Wizerunek kobiety śmiało rozpartej na drapieżniku wzbudzał na tyle silne kontrowersje, iż zamawiający dzieło – Franz von Winckler – nie odebrał go, mimo iż wcześniej uregulował już całkiem pokaźny rachunek.


Wyświetl większą mapę

zobacz więcej zdjęć

zobacz filmy z Gliwic