Osiedle Zandka w Zabrzu

Zbigniew Markowski

OCZKO GWIDONA

Choć swoje interesy największy górnośląski przemysłowiec – Guido von Donnersmarck – prowadził na całym kontynencie (od Rosji oraz Norwegii, gdzie zaopatrywał swoje zakłady w rudy żelaza, przez inwestycje na Sardynii czy we Francji), wszystko to, co działo się w Zabrzu było pod jego szczególną opieką. Nie tylko za sprawą powstałej w 1855 roku kopalni noszącej jego imię. Trzy lata wcześniej uruchomiono tam bowiem hutę Donnersmarck, która (wraz z starszą o dziesięć lat kopalnią „Concordia”) stały się niebawem flagową spółką magnata pracującą pod nazwą „Huta Donnersmarck. Górnośląskie Zakłady Hutniczo–Górnicze”. Spółka była polem przeróżnych eksperymentów, które dziś nazwalibyśmy efektem synergii oraz racjonalnego gospodarowania. Jeden zakład korzystał z usług drugiego, często nawet efekty uboczne działalności wystawiano na sprzedaż.

Gdy – na przykład – okazało się, że kopalnia „Concordia” ma duże zasoby zdatnej do picia wody, spółka zajęła się jej dystrybucją. Część surowca skierowano na potrzeby własnej, pobliskiej huty, część dla osiedla mieszkaniowego, resztę zaś – sprzedawano państwu opanowując tym samym rynek wody. Ekonomiczne talenty Guido von Donnersmarcka były powszechnie doceniane: otrzymał on propozycję objęcia funkcji ministra skarbu Prus – nie skorzystał jednak pozostając jedynie doradcą cesarza. Niemal wszystko, co robił Donnersmarck w Zabrzu było wzorcowe i pokazowe – nie inaczej stało się z mieszkaniowym osiedlem powstałym dla Spółki „Donnersmarckhütte AG” na początku XX wieku pod wpływem rozwoju zabrzańskich przedsiębiorstw.


OSIEDLE WZORCOWE

Potrzeby socjalne były spore, pod koniec XIX wieku w firmie pracowało 4900 osób, spodziewano się rychłego wzrostu zatrudnienia do poziomu 7000 ludzi. Projekt, który zamówiono u berlińskich architektów i według którego w latach 1903 – 1922 wzniesiono osiedle Sandkolonie (piaskowe) – dziś nazywane przez miejscowych Zandką – był niezwykły. Każda z budowli była inna, wszędzie stawiano na indywidualny charakter domu. Znaczna część budynków jest autorstwa Arnolda Hartmanna (autora między innymi wieży Bismarcka w Kolonii). To on zaprojektował dwie willę dyrektorskie przy Haldenstrasse 20 (dziś Stalmacha 20) i Hochgesandstrasse (Krakusa 2). Jego dziełem są też trzypiętrowe domy dla urzędników – z jedną lub dwoma klatkami schodowymi budowane według schematu: cztery lub pięć pokoi na mieszkanie plus łazienka z piecem do uzyskiwania gorącej wody.

Zainstalowano tam również centralne ogrzewanie, choć niektóre urzędnicze mieszkania miały tradycyjne piece kaflowe. Robotnicy mieli mieszkać skromniej: jako obowiązujący standard przyjęto w tym przypadku po cztery mieszkania (dwie izby, kuchnia oraz spiżarnia) na każdym z trzech poziomów. Wspólne dla każdych dwóch mieszkań toalety umieszczono na półpiętrach. Najśmielszym eksperymentem technologicznym był tak zwany żelazny dom, którego zewnętrzne ściany pokryto stalowymi płytami wyprodukowanymi w hucie Gwidona. Nowatorska technologia pozwoliła na wzniesienie całej budowli w zaledwie 24 robocze dniówki – dziś obiekt ten znajduje się przy ulicy Cmentarnej.


KOMPLEKS WŚRÓD PLATANÓW

Jedyny wspólny mianownik pozostałych budynków to pruski mur – szkieletowa konstrukcja oparta na drewnie i wypełniona później cegłą. Do dziś ogromne wrażenie robi duża ilość i różnorodność ozdób na budynkach osiedla. Podobnie jak niezwykła staranność budowlanego wykonania – Zandka to zupełnie inny, niepowtarzalny świat dawnego przemysłu.. Osiedle potraktowano jako kompleks – wzniesiono także przedszkole, szkołę, bibliotekę, dom starców, w budynku kasyna działał niewielki teatr, był kryty basen, sala gimnastyczna oraz budynek największy: siedziba dyrekcji spółki zwieńczona charakterystyczną wieżyczką zegarową. Dziś w pochodzącym z 1907 roku gmachu (również autorstwa Hartmanna) mieści się zabrzański magistrat, zaś zgodnie z nowym miejskim zwyczajem w każdy Nowy Rok z wieżyczki odgrywany jest hejnał.

Od lat trzydziestych dwudziestego wieku historia spółki, huty i samego osiedla to zapisu powolnego upadku. Huta Donnersmarcka teoretycznie (pod nazwą Huta Zabrze S.A.) funkcjonuje co prawda do dziś oferując odlewy i konstrukcje stalowe, jednak kluczowe wydziały zakładu zostały wyburzone pod koniec XX wieku. Na ich miejscu – tuż obok osiedla Donnersmarcka – wzniesiono gigantyczną galerię handlową pod metaforyczną nazwą „Platan” – na cześć drzewa, którym obsadzono robotniczą kolonię Donnersmarcka. Po wojnie obszerne mieszkania urzędników często dzielono na mniejsze, dziś cała dzielnica sprawia zaniedbane wrażenie, zdarzają się obiekty mocno zdewastowane czy pustostany: cóż – historia z dziedzictwem Gwidona nie obeszła się zbyt łagodnie.


Przyrodnicy platana klonolistnego (Platanus hispanica) – drzewo, którym obsadzono obficie dzielnicę Donnersmarcka i które do dziś można tam oglądać uważają za mistrza przetrwania. To jedyny gatunek platanowatych, który nie tylko wytrzymuje zimy na naszej szerokości geograficznej, ale także dobrze znosi przemysłowe zapylenie, wysokie temperatury czy niską wilgotność. Jest mieszańcem międzygatunkowym powstałym z połączenia platana wschodniego (rosnącego naturalnie w południowo – wschodniej części kontynentu europejskiego) z platanem zachodnim występującym w Ameryce Północnej. Osiąga wysokość do 35 metrów oraz do 120 centymetrów średnicy; zielone liście tego drzewa jesienią przebarwiają się na kolor żółty i brązowy. Najstarszy udokumentowany egzemplarz platana klonolistnego w Polsce liczy sobie ponad ćwierć tysiąclecia i rośnie w zachodniopomorskiej miejscowości Chojna. Platany były ulubionymi drzewami górnośląskiej arystokracji przemysłowej – całymi dziesiątkami sadzono je w reprezentacyjnych parkach, także w miejskich skupiskach zieleni.


Wyświetl większą mapę

zobacz więcej zdjęć

zobacz filmy z Zabrza