Muzeum Pożarnictwa w Mysłowicach

Zbigniew Markowski

RAJ W KOLORZE OGNIA

Każdy chłopiec – duży i mały – a zapewne i niejedna dziewczynka po wejściu do hali głównej mysłowickiego Muzeum poczuje się jak w raju. Dziesiątki pojazdów (zdecydowana większość w kolorze czerwonym) czekają tylko, by je podziwiać. Jeśli bowiem mężczyzna twierdzi, że w dzieciństwie nie chciał być strażakiem to albo kłamie, albo ma kłopoty z pamięcią. Centralne Muzeum Pożarnictwa zorganizowali ludzie, którym marzenie to udało się zrealizować. I zrobili to profesjonalnie. Ogromna, dwupoziomowa przestrzeń wystawowa, dobre – naturalne oświetlenie, czystość i porządek – to rzuca się w oczy zaraz po wejściu. Samochody stoją tak, jak gdyby za chwilę mogły wyruszyć do akcji: w wielu przypadkach to zresztą możliwe, bo gdy odbywa się większa impreza wozy ogniowe wyjeżdżają także na zewnątrz. Wystarczy zatankować, uzupełnić zapas wody i włączyć syrenę.

Wspaniale prezentuje się Federal z 1931 roku z drabiną podciąganą za pomocą łańcuchów i ogromnym bębnem na wąż gaśniczy z tyłu nadwozia. Tuż obok zaparkował amerykański Mack – F 45 z roku 1947 ważący niemal cztery i pół tony. Najstarszym autem w kolekcji jest Benz – Gaggenau z 1913 roku, ale to dopiero czubek lodowej góry, bo technologia wspierała gaszenie pożarów znacznie wcześniej, niż skonstruowano pierwszy samochód. Mamy więc w Mysłowicach liczące ponad 150 lat wozy konne z osprzętem do gaszenia pożarów: wyposażone w drabiny, przystosowane do przewożenia drużyn strażackich czy też z zainstalowanymi pompami. Na podstawie eksponatów pomp zgromadzonych w Muzeum można zresztą napisać doktorat: ręczne, spalinowe, elektryczne – małe duże, przewoźne i przenośne. Oddzielna historia to drabiny: można obejrzeć białego kruka z 1927 roku – autodrabinę firmy Magirus. To nie jedyny eksponat pochodzący z założonej w 1866 roku Conrada Dietricha Magirusa firmy. Mimo pozycji światowego lidera oraz licznych, doskonałych wyrobów dla pożarnictwa (szczególnie dobrą sławą cieszyły się właśnie drabiny) – Magirusowi nie udało się przetrwać wielkiego kryzysu w latach trzydziestych dwudziestego wieku.


HISTORIA PISANA PŁOMIENIEM

Na piętrze zgromadzono eksponaty lżejsze: przede wszystkim te, związane z ubiorem strażaka. Prezentowana jest kolekcja historycznych hełmów z XIX i XX wieku – w tym egzemplarze ze starannie polerowanego mosiądzu. Ekspozycja obejmuje także sztandary – głównie z jednostek Górnego Śląska. W gablotach widzimy również przegląd współczesnej pożarniczej mody z różnych stron świata, wyjściowo (galowo) i bojowo prezentują się – między innymi – strażacy amerykańscy, niemieccy, austriaccy, szwajcarscy, francuscy, holenderscy i oczywiście polscy: w wersjach męskiej i damskiej. A dalej – kolejne planety ze strażackiego wszechświata: bosaki, lampy, sikawki, aparaty służące ochronie dróg oddechowych, sygnalizatory dźwiękowe, gaśnice, węże i tysiąc innych akcesoriów przydatnych do walki z płomieniami.

Specjalny dział poświęcono historii straży śląskiej: wokół sikawki konnej z przełomu XIX i XX wieku zgromadzono wielkoformatowe zdjęcia najstarszych jednostek ogniowych z Górnego Śląska i Zagłębia. Dalej prezentowane są medale i odznaki strażackie, dokumenty, świadectwa zawodowe i dyplomy. W części narożnej zlokalizowano kącik branżowy z portretami kolejnych komendantów głównych polskiej Straży Pożarnej. Odrębne pomieszczenie poświęcono wielkim katastrofom: awarii elektrowni jądrowej w Czarnobylu, tragedii World Trade Center, wielkim powodziom w Polsce. Piorunujące wrażenie robi wypalony w czasie ataku ognia autentyczny wóz bojowy, opodal widzimy wyposażenie strażaków radzieckich, którzy ginęli w czasie dramatu czarnobylskiego i amerykańskich – oddających swoje życie 11 września.


PRZYJAŹNIE I KOMPETENTNIE

Działające od września 1975 roku Centralne Muzeum Pożarnictwa przystosowane jest do obsługi turystów niepełnosprawnych. Przygotowano bowiem odpowiednie podjazdy i windy. Bezpiecznie czuć mogą się także rodziny z niemowlętami – w razie potrzeby czeka specjalny stół do przewijania pociechy. Dzieciom nieco starszym Muzeum oferuje trwające 40 minut lekcje na temat (między innymi) europejskiego numeru alarmowego 112, o osobistym ubraniu strażaka, o tym jak powstaje pożar czy też zajęcia na temat historii śląskiego pożarnictwa. Szkoły mogą też zamówić lekcje plenerową w Miasteczku Pożarniczym na terenie Muzeum. Doskonałym – choć prostym – pomysłem na poglądowe przedstawienie pracy strażaka są obudowane schody: wystylizowano je na płonący budynek. Już samo wejście na szczeble drabiny daje obraz warunków pracy podczas pożaru.

Muzeum prowadzi także liczącą kilka tysięcy woluminów bibliotekę, która zawiera między innymi strażacką prasę – numery „Strażaka”, „Przeglądu Pożarniczego” czy „Magazynu 998”. Korzystać z wydawnictw można na miejscu, po uzyskaniu zgody kierownictwa placówki. Samo Muzeum wydaje „Muzealny Rocznik Pożarniczy” zajmujący się problematyką historii straży. Od końca XX wieku mysłowickie CMP ma swój oddział zamiejscowy – Wielkopolskie Muzeum Pożarnictwa w Rakoniewicach. Centralne Muzeum Pożarnictwa jest jednostką organizacyjną Państwowej Straży Pożarnej.

Patron strażaków – święty Florian urodził się około roku 250 w Dolnej Austrii, która mieściła się wówczas w rzymskiej prowincji Ufer Noricum. Był żołnierzem, który dosłużył się stopnia oficerskiego zaś poważne zasługi odniósł organizując rzymskie oddziały do walki z pożarami. Od wczesnego dzieciństwa miał zresztą zdolności w tłumieniu ognia: zgodnie z ludowym podaniem jako kilkulatek miał jednym skopkiem wody ugasić pożar budynku. Ponieważ Florian ujął się za prześladowanymi przez namiestnika Akvilinusa chrześcijanami, poniósł męczeńską śmierć. Oficjalnie odmówił wyparcia się swojej wiary, bito więc go do nieprzytomności, szarpano jego ciało przy pomocy zakrzywionych, żelaznych kolców. Na koniec męczeństwa do szyi przywiązano mu młyński kamień i zrzucono z mostu w nurty rzeki Enns (miejscowość Lauriacum dziś nosząca nazwę Lorch). Wówczas nastąpił cud – kata, który strącił przyszłego świętego do wody natychmiast dotknęła ślepota, zaś wezbrana rzeka wyniosła zwłoki Floriana na wystający nad wodą kamień. Umęczone szczątki świętego znalazła Waleria – wdowa, z czasem zaś części jego ciała jako relikwie trafiły do świątyń Rzymu, Bolonii i Rawenny. Ingerencji świętego Floriana przypisywano wiele cudów związanych z ogniem: między innymi znany z podań przypadek węglarza, który podczas swojej pracy znalazł się w zagrożeniu ogniowym. Gdy nieszczęśnik zwrócił się do świętego w modlitwie nagle rozżarzone węgle przygasły a niedoszła ofiara płomieni bezpiecznie wydostała się z budynku, Strażacy dzień świętego Floriana przypadający na 4 maja obchodzą jako święto. Figury patrona często zdobią remizy Ochotniczych Straży Pożarnych, jego wizerunek znajduje się na strażackich sztandarach, dyplomach, odznaczeniach i wszelkich innych pamiątkach. Święty Florian przestawiany jest jako rzymski żołnierz – oficer w purpurowym płaszczu ze sztandarem lub tarczą, na której uwidoczniony jest krzyż i miecz, czasem książę w ozdobnej zbroi z lancą. Jego najczęściej używanym atrybutem jest wypełniony wodą skopek do gaszenia pożaru. Zdarzają się też wizerunki świętego jako starca w rzymskiej tunice. Na ziemiach polskich mały ołtarzyk ku czci świętego Floriana był częstym elementem obecnym w domach – miał chronić przed ogniem. Temu samemu celowi służyły liczne świątynie pod jego wezwaniem. W Warszawie świątynię świętego Floriana zbudowano po wielkim pożarze miasta w 1669 roku.


Wyświetl większą mapę

zobacz więcej zdjęć

zobacz filmy z Mysłowic