Muzeum Odlewnictwa Artystycznego w Gliwicach

Zbigniew Markowski

WSPANIAŁA FASADA

Budynek robi wrażenie i trudno się temu dziwić: projekt wyszedł z desek kreślarskich architektonicznych gigantów – Emila i Georga Zillmannów. Wykształceni w berlińskiej szkole kuzyni zostawili na Górnym Śląsku liczne ślady – zaprojektowali od zera nie tylko osiedla na Nikiszowcu, Giszowcu czy obok kopalni Kleofas, ale również szpitale, szkoły i inne budynki użyteczności publicznej. Dużą część dorobku Zillmannów stanowią obiekty górnicze: pracowali dla kopalń Bleischarley w Rozbarku, Giesche czy Ferdynand. Prawdziwą perłę, składającą się z trzech części: maszynowni, cechowni z łaźnią i kotłowni zaprojektowali w Gliwicach. Pierwszy i największy z budynków dziś mieści Muzeum Odewnictwa Artystycznego. Zanim jednak obiekt odrestaurowano i pod koniec 2010 roku uroczyście uruchomiono kolejny punkt na turystycznej mapie Gliwic, przez ponad sto lat służył on górnikom.

Od powstania w 1901 roku (wydobycie ruszyło dopiero w roku 1912) do końca drugiej wojny światowej kopalnia nosiła nazwę Gleiwitzer Grube i uważana była za pechową. Już samo drążenie szybów było na tyle trudne, że wobec robotników zapuszczających się pod ziemię musiano stosować zabiegi dekompresyjne. Największe roczne wydobycie pod niemieckim zarządem (niemal milion ton doskonałego jakościowo węgla o niewielkiej zawartości siarki) osiągnięto w czasie wojny, ale już pod sam jej koniec – w 1945 roku – zatopieniu uległ najniższy pokład na głębokości 520 metrów. Pod polskim zarządem wydobycie wznowiono bardzo szybko, kopalnia otrzymała wówczas nazwę „Gliwice”. Zanim pod koniec XX wieku zakład zlikwidowano, górnicy zdążyli nazwać maszynownię i cechownię czerwonymi domami – od klinkieru na fasadach.


CAŁKIEM NOWE GLIWICE

Jeszcze w latach pięćdziesiątych, po gigantycznej eksplozji, rozebrano zaprojektowaną przez Zillmannów kotłownię. Centrum Edukacji i Biznesu Nowe Gliwice powstałe w pierwszej dekadzie XXI wieku odziedziczyło więc tylko dwa zillmanowskie obiekty (choć samo Centrum posiada ich więcej), a dawnym miejscu pracy górników można spotkać dziś urzędników, studentów i pracowników przeróżnych firm. W porównaniu z imponującym budynkiem, samo Muzeum Odlewnictwa Artystycznego prezentuje się skromnie: goście windą wjeżdżają na trzecie piętro, gdzie na niewielkiej przestrzeni zgromadzono dorobek gliwickiego odlewnictwa. Jest się czym pochwalić, bo w mieście już od 1798 roku działała Königlich Preussische Eisengiesserei czyli Królewska Odlewnia Żeliwa. Na owe czasy był to jeden z najnowocześniejszych zakładów tego typu na kontynencie, który cieszył się tak dobrą opinią, iż właśnie jemu zlecono wykonanie pierwszych egzemplarzy najwyższego odznaczenia bojowego – Krzyża Żelaznego.

Wyroby artystyczne przez całe dziesięciolecia stanowiły jeden z najważniejszych działów produkcji. Po wojnie na miejscu odlewni pracowały Gliwickie Zakłady Urządzeń Technicznych czyli słynna fabryka pomników. To tutaj powstał warszawski pomnik lotnika, poznański Mickiewicz, gnieźnieńscy: Mieszko I i Bolesław Chrobry, katowickie powstańcze skrzydła. Także do Gliwic na renowację po wojennej zawierusze trafił Józef Piłsudski na koniu dziś stojący przed Urzędem Wojewódzkim w Katowicach.


HISTORIA W KUBIKACH

Odlewnicze tradycje sprawiły, że o muzeum z metalowymi eksponatami myślano od dawna, od dawna też żeliwną biżuterię gromadziło gliwickie muzeum w Willi Caro. Wspólnie z GZUT, w latach 1991 – 2010 Muzeum prowadziło na terenie Zakładu (przy ulicy Robotniczej) oddział poświęcony odlewnictwu. Właśnie stamtąd eksponaty trafiły do Nowych Gliwic, gdzie oglądać możemy je dzisiaj – na ekspozycji nowoczesnej, choć w dość skromnym wymiarze dwustu metrów kwadratowych. Także ta placówka jest oddziałem gliwickiego Muzeum. Obiekt da się zmierzyć w kubikach i jest tych kubików cztery: zgodnie z koncepcją Mirosława Nizio (projektanta wystaw Muzeum Powstania Warszawskiego) eksponaty umieszczono w sześcianach, do których odwiedzający może wejść. To w zamyśle symboliczne piece hutnicze, z których (za sprawą pomarańczowego oświetlenia wkomponowanego we wnęki wzdłuż ścian) płynie rozgrzana surówka.

Turysta indywidualny otrzyma tutaj niewielkie urządzenie – audioprzewodnik zawierający 45 minut nagrań w języku polskim lub angielskim. Przy poszczególnych stanowiskach, po wprowadzeniu odpowiedniego numeru, wysłuchamy opowieści na konkretny temat; pozwala to na zwiedzanie w dowolnym tempie, według własnego planu. Wewnątrz kubików prezentowane są również filmy i wizualizacje. Zbiory ukazują historię Królewskiej Odlewni Żeliwa i przemysłu hutniczego na Górnym Śląsku, artystyczny wymiar twórczości odlewniczej czy propagandowe wykorzystanie przeróżnych wzorów. Oglądamy nie tylko typowe wyroby z żeliwa: uliczne lampy, statuetki czy medale; są także szkatułki, biżuteria, świeczniki i dziesiątki innych drobiazgów – czasem wierzyć się nie chce, że to nie jest koronka czy misternie rzeźbione drewno. Najlepiej czują się tu miłośnicy sztuki i fani technologii – ci powinni zarezerwować sobie na spacer między kubikami co najmniej godzinę. Wybierając się do Muzeum Odlewnictwa Artystycznego musimy pamiętać, iż wejście odbywa się na podstawie dokumentu ze zdjęciem lub w zorganizowanej grupie. Problemu z pozostawieniem samochodu nie będzie – Centrum Edukacji i Biznesu Nowe Gliwice dysponuje potężnymi parkingami. Obiekt jest doskonale skomunikowany ze światem – nieopodal znajduje się węzeł autostradowy Sośnica będący skrzyżowaniem A1 i A4.

Z dawną Królewską Odlewnią związany był wybitny rzeźbiarz śląski – urodzony w 1801 roku Theodor Erdmann Kalide. Już jako nastolatek, dzięki wstawiennictwu swojego brata Wilhelma został uczniem Odlewni. Jego praktyka w modelarni udowodniła talent na tyle duży, iż doradzono mu studia w Berlinie. Tam – pod okiem Christiana Raucha (autora berlińskiego pomnika Fryderyka Wielkiego) dorobił się opinii specjalisty od artystycznych wizerunków zwierząt. W 1844 roku wspaniałą karierę przerwał skandal obyczajowy: zaprojektowana przez Theodora Erdmanna „Bachantka na panterze” zdaniem publiczności i krytyki była zdecydowanie zbyt erotyczna; artysta znalazł się więc na czarnej liście króla Fryderyka Wilhelma IV. Życie prywatne też legło w gruzach: choć Kalide ożenił się z żywym pierwowzorem bachantki i miał z nim dwójkę dzieci, małżeństwo nie było trwałe. Ból rozstania miał ukoić alkohol. Do historii sztuki Kalide wszedł jako twórca rzeźb śpiących lwów – motywu bardzo poszukiwanego po wojnie francusko – pruskiej 1870 – 71. Wiele miast, chcąc uczcić poległych żołnierzy zamawiało takie właśnie monumenty promując patriotyczną modę. Lwów autorstwa Kalidego jest sporo: jeden spoczywa na bytomskim rynku, inny pilnuje gliwickiej Willi Caro. Twórcy przypisuje się także autorstwo pary lwów ze świerklanieckiej rezydencji rodu von Donnersmarck oraz wielu innych podobnych monumentów.


Wyświetl większą mapę

zobacz więcej zdjęć

zobacz filmy z Gliwic