Schron bojowy w Dobieszowicach

Zbigniew Markowski

OBSZAR WAROWNY

Pomysł ufortyfikowania Górnego Śląska przypisuje się Józefowi Piłsudskiemu, choć ziemne punkty oporu zaczęto budować tu już u zarania dwudziestolecia międzywojennego. Jednak dopiero na początku lat trzydziestych rozpoczęto prace koncepcyjne, które powierzono dowódcy 23. Dywizji Piechoty, generałowi i doktorowi Józefowi Zającowi. Urzędujący w katowickim sztabie generał – postać arcyciekawa, żołnierz hallerowskiej Błękitnej Armii, pilot, rzecznik powrotu do polskich sił zbrojnych Ślązaków, byłych żołnierzy Wehrmachtu – przedstawił Sztabowi Generalnemu koncepcję umocnień rozciągniętych od Niezdary aż po Pszczynę. Fortyfikacje otrzymały nazwę Obszaru Warownego „Śląsk” i w końcowym efekcie między 1933 a 1939 rokiem wzniesiono około 180 militarnych budowli grupując je często w pary: schronowi bojowemu towarzyszył pozoracyjny, będący atrapą mającą zmylić nacierającego wroga.

Budowę schronu bojowego oznaczonego numerem 52 rozpoczęto latem 1937 roku po wykupieniu gruntu. Obiekt zlokalizowany jest w bodaj najciekawszym miejscu Obszaru Warownego – tuż obok Jeziora Świerklanieckiego – akwenu, który powstał po to, by ułatwić obronę polskiej części Śląska. Po 1935 roku zalano wodą olbrzymi obszar pięciuset hektarów. Aby utrudnić przeprawę, drzewa obcinano jedynie do poziomu wody, nawet próba przepłynięcia zbiornika zwykłą łodzią kończyła się więc fiaskiem. Plan obrony przewidywał zresztą znacznie więcej: liczne tamy i urządzenia inżynieryjne miały zostać w chwili ataku wysadzone w powietrze, woda zaś – zatopić miała nacierające niemieckie czołgi. Szacowano, iż zalany w ten sposób teren sięgać miał od Świerklańca aż po piekarską dzielnicę Dąbrówka Wielka. Gdy mamy powodziową wiosnę tuż obok bunkra 52 zobaczyć można widok zbliżony do idei przedwojennego planu – na polach pojawia się woda. We wrześniu 1939 roku do zalania jednak nie doszło, Niemcy obeszli rejon ten bokiem.


SCHRON NUMER 52

W obawie przed oskrzydleniem, nocą z 2 na 3 września, załogom fortecznym wydano rozkaz wycofania się; przy schronie pozostała jedynie skromna warta. Z obiektu nie oddano ani jednego strzału, choć niektóre relacje mówią o salwach skierowanych w przelatujące samoloty Luftwaffe. Gdy na początku 1945 roku front przetaczał się w drugą stronę Europy, Niemcy umocnień tych nie wykorzystali, choć postawili tuż obok niewielkie, betonowe gniazdo karabinów maszynowych. Później obiekt niszczał – wojsko zainteresowało się nim tylko raz, w czasie kryzysu koreańskiego (1950) gdy zakonserwowano niektóre jego części, sam schron zamknięto zaś na kłódkę. Potem kłódka zniknęła i gdy pod koniec XX wieku członkowie Stowarzyszenia „Pro Fortalicium” rozpoczęli prace renowacyjne, wpierw musieli usunąć z wnętrza zalegający metrową warstwą pokład ziemi wymieszanej ze śmieciami.

Nieco wcześniej prawdziwą sensację w bobrownickim Urzędzie Gminy wzbudził ówczesny szef Stowarzyszenia – Waldemar Machoń, który złożył wniosek o wydzierżawienie ziemi, na której stoi schron. Starania jednak opłaciły się – dziś obiekt ma status Izby Pamięci, maskujące malowanie (dokładnie takie samo jak we wrześniu 1939 roku) oraz niezłe wyposażenie – w sam raz na plenerową lekcję żywej historii. Odbywają się tu pikniki z udziałem grup rekonstrukcyjnych.


LEKCJA HISTORII

Z lekcji historii w schronie dowiadujemy się, iż jego zasadniczym uzbrojeniem były trzy karabiny maszynowe Browning: podstawowy polski ciężki karabin maszynowy wojny obronnej 1939 roku. Broń tę produkowała warszawska Państwowa Fabryka Karabinów na podstawie ulepszonego wzoru amerykańskiego konstruktora. Z Browninga strzelano amunicją o kalibrze 7,92, oprócz wersji dla piechoty przewidziano specjalne odmiany: dla czołgów i bunkrów. Ostatni z rodzajów karabinu wyposażano w stalową podstawę szynową. Jeden z ckm-ów osadzony był w pancernej kopule model 38 wyprodukowanej w Ostrowcu Świętokrzyskim. W newralgicznych miejscach grubość ściany schronu numer 52 wynosi 150 cm, w mniej narażonych na ostrzał – tylko metr. Załogę stanowiło kilkunastu żołnierzy, którym wyposażenie dostarczało podstawowych warunków do służby.

Kilkaset metrów od budowli mieści się jeszcze jeden arcyciekawy obiekt: niewielki schron tuż przy moście. Stanowi on jedną konstrukcyjną całość z zaporą – już na etapie budowy przewidziano możliwość wysadzenia mostu w powietrze – stąd komory minerskie. Z dwóch otworów strzelniczych rozciąga się widok na panoramę rzeki Brynicy. Podczas odwiedzin na ufortyfikowanym jazie należy zachować szczególną ostrożność. Znacznie bardziej komfortowe warunki panują przy właściwym schronie 52 – jest tam wygodny parking, wokół znajdujemy miejsce na rozłożenie piknikowego koca. Obiekt dostępny jest do zwiedzania po zgłoszeniu telefonicznym na numer 501 313 257 (pan Kamil Ferdyn) lub mailowo: dobieszowice@profort.org.pl. Latem członkowie Pro Fortalicium dyżurują w bunkrze co sobotę.

Dobrze się stało, że tak zwana żywa historia święci obecnie swój renesans. Tysiące ludzi zaangażowanych w działania grup rekonstrukcyjnych, setki uratowanych przed zniszczeniem obiektów – to najkrótszy bilans tego zjawiska. Bez wątpienia pomaga też internet, bo fanatycy dawnych dziejów łatwiej mogą się odnaleźć. Łatwiej też o ustalenie faktów, odnalezienie materiałów źródłowych czy uzyskanie pomocy. Często nie wiadomo nawet kiedy zwykłe włóczenie się po bunkrach zmieniło swój charakter na wartościową i poważaną pracę historyczną. Stowarzyszenie Pro Fortalicium startując jako grono zaprzyjaźnionych entuzjastów z czasem stało się poważną instytucją. Podmiotem znanym za sprawą wydawnictw, prowadzenia kilkunastu obiektów fortyfikacyjnych, dzięki organizowaniu potężnej inscenizacji Bitwy Wyrskiej. Warto wziąć udział w imprezach organizowanych przez Pro Fortalicium, bo historia widziana oczami członków Stowarzyszenia jest prawdziwa – można jej dotknąć i poczuć jej smak.


Wyświetl większą mapę

zobacz więcej zdjęć

zobacz filmy z Bobrownik Będzińskich