Zamek w Chudowie

Zbigniew Markowski

TYLKO WIEŻA?

Jeżeli ktoś spodziewał się w Chudowie okazałego zamczyska, może poczuć się rozczarowany. Fakt – po komnatach na pewno tu spacerować nie będziemy, zresztą przesadną wielkością chudowski obiekt nie grzeszył nigdy. To prostokąt ruin o wymiarach około 25 na 30 metrów, jedynym okazałym elementem jest tutaj wieża. Nie tak dawno temu nawet jej nie było, bo pozostałości wieży sięgały tylko drugiego poziomu. Niegdyś drugi poziom wieży był tym miejscem, którędy goście dostawali się do wnętrza – po moście prowadzącym nad fosą. Skromną pamiątką tamtych czasów jest mostek położony jednak znacznie niżej. Najwięcej o zamku dowiedzieliśmy się z wykopalisk prowadzonych na początku XXI wieku. Wyjątkowe w chudowskim kompleksie jest to, że był on budowlą nizinną – niespotykaną na Górnym Śląsku.

Choć powstanie zamku datuje się na lata trzydzieste XVI wieku na pewno wcześniej stała tutaj warownia drewniana – świadczą o tym wykopane z ziemi fragmenty konstrukcji oraz część palisady. Wykopaliska z 2006 roku przyniosły zresztą więcej interesujących odkryć: znaleziono wówczas tak zwany chudowski skarb składający się ze średniowiecznych, jednostronnie, stemplowo wybijanych monet – brakteatów. Historia obiektu murowanego wiąże się z postacią Jana Gierałtowskiego – właściciela okolicznych terenów (w tym zakupionej w 1523 roku wsi Chudów). Od początku osiemnastego wieku zamek przeszedł w ręce rodu Foglarów, którzy – co było powszechnie stosowaną praktyką – przebudowali go według własnych upodobań – podobnie zresztą jak kolejni właściciele (od 1837 roku) – von Bially.


OD PALISADY DO FUNDACJI

To właśnie rodzinie von Bially przytrafiła się największa wpadka w historii chudowskiego zamku. W styczniu 1875 roku (według innych źródeł w sylwestrową noc roku 1847) obiekt doszczętnie spłonął, by już nigdy nie odzyskać pierwotnego kształtu. Za sprawą rodziny von Schaffgotsch przekształcono go później w tak zwaną ruinę romantyczną. Romantycznie było aż do roku 1995, kiedy działacz społeczny, lekarz i polityk Andrzej Sośnierz założył fundację dedykowaną zamkowi w Chudowie. Przy odrobinie szczęścia można zresztą i dziś spotkać pana Sośnierza paradującego w stroju z epoki gdzieś między wieżą a fosą. Fundacja „Zamek Chudów” profesjonalnie zabrała się do pracy: organizacyjnej, wydawniczej oraz tej związanej z bezpośrednią odbudową obiektu, pracami archeologicznymi oraz udostępnieniem budowli turystom.

Z całą pewnością nie można odmówić Fundacji kreatywnego podejścia do sprawy: w Chudowie dzieje się tak wiele, że nawet stali goście często zaskoczeni są nowymi pomysłami. Obowiązkowym fragmentem oferty jest zwiedzanie muzeum w wieży – zbiory obejmują liczne eksponaty z okresu renesansu i nie tylko. Często organizowane są turnieje rycerskie, zawody łuczników i liczne inscenizacje jak ta ukazująca walkę rycerzy z niezwykle groźnym, czerwonym smokiem. Stałym obiektem jest już chyba labirynt – prawdziwy raj dla dzieci, choć dama w szpilkach przy odrobinie samozaparcia także może go przejść od początku do końca. Lecz są też pokazy pracy drwali, ekspozycje związane z dawnym pszczelarstwem, wyrobami artystycznymi, koncerty, spektakle teatralne i wystawy, projekcje filmów bądź plenery.


GWAR WOKÓŁ ZAMKU

Choć zadbano w Chudowie o parkingi, w dniach największego nasilenia ruchu turystycznego możemy spodziewać się problemów. Bywało i tak, że goście pozostawiali swoje pojazdy dwa kilometry od zamku i wędrowali wzdłuż pól w stronę wieży. Oferta obiektu jest bogata i wszechstronna: nie tylko zjemy tutaj coś średniowiecznego lub renesansowego (polecamy podpłomyki), lecz załapiemy się na pomysłowy, historyczny obiad w oberży, której patronuje święty Jerzy. Stale obecne są kramy z przeróżnymi wyrobami, także płatnerskimi. W czasie sezonu turystycznego panuje tu stały, historyczny gwar, często spotkać można zagranicznych gości – w tym rycerstwo z Włoch czy Niemiec. Zamek za swój uznali śląscy motocykliści – w pewnym sensie spadkobiercy gotyckiej tradycji.

Najważniejszą imprezą jest sierpniowy Jarmark Średniowieczny, na którym zwiedzić można wioskę zamieszkałą przez zawziętych fanów historii żyjących wówczas pod namiotami, zgodnie z warunkami sprzed setek lat. Przy odrobinie szczęścia trafić można na robiący wrażenie pokaz strzelania z trebusza – machiny miotającej wielkie kamienie na odległość kilkudziesięciu metrów. Tu nigdy nie jest nudno i – jeżeli wybieramy się do Chudowa – powinniśmy na pewno zaplanować na pobyt więcej niż dwie, trzy godziny. To zresztą także doskonałe miejsce na rodzinny piknik z własnymi wiktuałami, kocykiem i naturą w atmosferze dawno utraconej przeszłości.

Jak to zazwyczaj bywa, do chudowskiego zamku przylgnęły liczne legendy – w znacznej części niezwykle romantyczne. Jedna opowiada o miłości rezydującego tu rycerza do zakonnicy z Czech. Mniszka – która odwzajemniła uczucie – zgodziła się na ucieczkę z klasztoru i niebawem została panią na Chudowie. Szczęście nie trwało jednak długo, zakończyło się bowiem śmiercią kobiety i pogrzebem na cmentarzu o odległym Orzeszu. Miłość okazała się być jednak silniejsza od śmierci, już od pierwszej nocy duch zmarłej odwiedzał rycerza na zamku w Chudowie. Z czasem chudowski pan – dla wygody zjawy – wybudował tajne, podziemne połączenie między cmentarzem a swoją siedzibą. Widmo zakonnicy rozpoznać można po ciemnym stroju i smutnym, posępnym wyglądzie, pojawia się ono w bezpośredniej bliskości zamku. W innych legendach pojawiają się motywy: smoka, meluzyny, strzygi, utopca oraz kolejnej zakochanej – tym razem zamurowanej żywcem.


Wyświetl większą mapę

zobacz więcej zdjęć

zobacz filmy z Chudowa